wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 1

Rozdział 1
Przepowiednia. Pierwsza konsekwencja.

Na to nie można było nic poradzić. Dumbledore doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Tyle tylko, że nie podobała mu się bezsilność, którą odczuwał. Bez względu na wszystko, co o nim mówiono, Dumbledore był bardzo mądrym, sędziwym czarodziejem i wiedział, że to, na co nie ma się wpływu, musi zostać przez nas po prostu zaakceptowane. Wraz z akceptacją przychodzą pomysły na rozwiązanie problemu, czasami nierealne i zupełnie nieprzydatne.
Albus odczuwał zadowolenie, bo dowiedział się z wyprzedzeniem, że powinien się przygotować. Dlatego właśnie dał profesor Trelawney podwyżkę - gdyż przepowiedziała to wszystko, co miało później nastąpić.
Choć trochę szkoda, że nie pamiętała, za co tę podwyżkę dostała.

Wszystko zaczęło się od picia herbaty. Prostego, codziennego wydarzenia, pozornie nie mającego w sobie nic niezwykłego. Albus pił herbatę codziennie w południe, zapraszając do siebie innych profesorów Hogwartu. Niewielu z nich brało udział w tamtej ceremonii, nie był to szczególnie korzystny czas na spotkania towarzyskie - gdy za dwa tygodnie miał się zacząć rok szkolny. Tego dnia znajdował się tam tylko dyrektor, McGonagall, Snape, Trelawney i Binns. Niestety ten ostatni cały czas chrapał i nie słyszał niczego.

Profesor Trelawney podnosiła właśnie do ust filiżankę herbaty, gdy nagle w połowie tego gestu zamarła, a oczy, schowane za niedorzecznymi, dużymi okularami, zrobiły się jeszcze większe niż zazwyczaj. Jej głos się nie zmienił, świece nie zaczęły migotać, żaden nagły błysk światła ich nie oślepił. Po prostu kobieta przerwała rozmowę między Severusem i Minerwą i powiedziała:

- Mężczyzna powinien być mądrzejszy i nie wędrować tak często po Zakazanym Lesie. Błyskawica rozjaśni niebo, powalając dwa dumne drzewa. Potężny czarodziej umrze tego roku. Szkoła będzie nosić żałobę. Puchar Świata w Quidditchu potrwa sześć miesięcy.

W ogłuszającej ciszy, jaka nastąpiła po tym niecodziennym wystąpieniu, profesor Trelawney zamrugała kilkakrotnie, podniosła filiżankę do ust i upiła niewielki łyk. Gdy odłożyła naczynie i zobaczyła wpatrujące się w nią z oczekiwaniem trzy twarze, bez wątpienia liczące na wyjaśnienia, ponownie zamrugała, równocześnie pytając:

- Co? Mam wąsy od herbaty?

Profesor Snape uśmiechnął się na to z drwiną, Minerva zakrztusiła się, a Dumbledore zakaszlał, dając tym samym obojgu pracownikom ostrzeżenie. Uśmiechnął się pobłażliwie do wróżki:

- Dokładnie, moja droga, ubrudziłaś się. A teraz wybaczcie, muszę wrócić do pracy, mam jeszcze wiele zajęć w związku ze zbliżającą się Ucztą Powitalną. Mowa jeszcze nie jest napisana, nie mogę zaniedbać swoich obowiązków, nowi studenci muszą się porządnie wynudzić.

Gdy wychodził, dyskretnie dał znak Minervie i Severusowi. Nie minęła minuta, a wszyscy trzej czarodzieje siedzieli wygodnie w gabinecie dyrektora, rozmawiając o tym, co przepowiedziała Trelawney.

- Jak zwykle... Ta kobieta skleciła kolejną fałszywą przepowiednię o dniu zagłady... Ona jest przygłupia i nie można jej słów traktować poważnie - powiedział Snape.

- Nie zgadzam się - zaoponowała Minerva. - To wszystko wyglądało bardzo realistycznie, poza tym gdy skończyła, nie pamiętała z tego ani słowa. Sądzę, że powinniśmy to potraktować bardzo poważnie, Albusie.

- Zgadzam się z Minervą, Severusie. Mimo tego, że jej wszystkie przepowiednie są w przeważającej części fałszywe, ta jedna mnie martwi. Wyłączając Quidditcha, jak myślicie, co mogą oznaczać pozostałe cztery części? - Albus Dumbledore spojrzał na dwójkę swoich najbardziej zaufanych pracowników.

- Bez wątpienia "błyskawica" to Harry Potter - stwierdziła Minerva.

- Oczywiście, a "potężny czarodziej" to Lord Voldemort. Szkoła będzie nosić żałobę, bo wszyscy będą współczuć Potterowi z powodu ran, jakie odniesie, gdy ponownie wpadnie w tarapaty - zadrwił Snape.

- Hm... Jeżeli Harry ma pokonać Lorda Voldemorta i ostateczna bitwa rzeczywiście jest przed nami, trzeba koniecznie rozpocząć przygotowania. - Dumbledore zdawał się nie słyszeć sarkastycznych uwag Mistrza Eliksirów. - Zastanawia mnie jeszcze, kto nie powinien wędrować po Zakazanym Lesie. Severusie, masz jakiś pomysł? No i ten fragment o "błyskawicy", które powali "dwa dumne drzewa"... Nie ma wzmianki o tym, że "błyskawica" to ta sama osoba, mająca pokonać "potężnego czarodzieja", którym jak zakładamy jest Voldemort. Właściwie tam nawet nie było nawet mowy o tym, że "potężny czarodziej" zostanie zabity. Tylko tyle, że umrze. To może oznaczać praktycznie wszystko, nie uważacie? - zadumał się Dumbledore.

- To są jakieś brednie. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Albusie, to was opuszczę. Muszę skończyć opracowywać ostateczną wersję programu nauczania na ten rok. A ta rozmowa i tak do niczego nie prowadzi. - Jego szaty jak zwykle zatrzepotały, gdy obrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu dyrektora.

Albus obserwował jak wychodzi i ponownie spojrzał w stronę Minervy.

- Sprawdź szkolne straże, niech sprawdzają wszystko dwa razy bardziej uważnie niż do tej pory. Podwój też liczbę strażników w tym roku. Trzeba być zapobiegliwym i zachować wszelkie dostępne nam środki ostrożności.

- Oczywiście, Albusie. Zajmę się tym od razu.

- Bardzo dobrze, moja droga.
***
Profesor Snape nigdy nie zaliczał się do grona ludzi szczęśliwych. Przeważnie był niezadowolony, ale tego szczególnego dnia był NAPRAWDĘ wściekły. Pomimo skończonego programu nauczania na ten rok, którego przygotowanie zawsze w niewielkim stopniu poprawiało mu samopoczucie (czego nie okazywał na zewnątrz, oczywiście). Nie znał nic bardziej ekscytującego niż wymyślanie nowych sposobów na dręczenie studentów. Dziś jednak nawet to nie pomogło zmienić jego ponurego nastroju.

Trelawney zawsze była szalona, ale nawet on musiał stwierdzić (w duchu, nie przyznałby się do tego głośno), że jej dzisiejsze słowa wywołały u niego dreszcz niepokoju. Nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale poczuł się tak, jakby wciągał go jakiś wir. Dlatego właśnie postanowił wybrać się na przechadzkę. To należało już do jego stałych zwyczajów, spacerowanie po ziemiach należących do terytorium Hogwartu w jakiś sposób go relaksowało. Pozwalał swojemu umysłowi swobodnie dryfować, bez skupiania się na jakiejś konkretnej sprawie. Dzięki temu mógł odpocząć. Wtedy też wpadały mu do głowy najlepsze pomysły, jak jeszcze efektywniej gnębić studentów.

Jak zwykle w końcu zawędrował do Zakazanego Lasu. Gdzieś w pobliżu usłyszał wycie wilka, gałęzie szeleściły dookoła niego, poruszane dość silnym wiatrem. Powtórzył sam do siebie raz jeszcze, że nie powinien brać słów Trelawney na poważnie. Nie było nic złego w spacerowaniu po Zakazanym Lesie. Miał w końcu dobrze wyszkolone zmysły, które ostrzegłyby go przed ewentualnym niebezpieczeństwem, a w razie czego umiał sam o siebie zadbać. Spacerował po tym lesie setki razy, ten jeden nie wyróżniał się niczym szczególnym. Z tego powodu nie powinien nawet myśleć o tej wróżbie. Trelawney była SZALONA, jej słów nie można po prostu traktować serio.

Był tak bardzo zagubiony we własnych myślach, że nic go nie ostrzegło przed niebezpieczeństwem. Zmysły nie zadziałały tak sprawnie, jak sobie wcześniej wmawiał. Nie usłyszał, że coś podkradło się blisko niego. To było w ogóle zaskakujące, że zauważył, gdy został pochwycony, jednak na to już nic nie mógł poradzić. Poczuł nagły, ostry ból w gardle. Tylko kilka sekund później wykrzyczał pierwsze zaklęcie, jakie mu przyszło do głowy, wystawiając różdżkę przed siebie:

- Expelliarmus!

Tajemnicze stworzenie odskoczyło od niego, a Snape odwrócił się i zdążył jedynie stwierdzić, że napastnik uciekł.

- Tchórz! - wymruczał ze złością.

Poczuł coś mokrego, spływającego po szyi. Przejechał dłonią po gardle, a potem podniósł ją na wysokość oczu tylko po to, by stwierdzić, że jest pokryta krwią.
Skierował się w stronę Skrzydła Szpitalnego, mamrocząc pod nosem jakiś przekleństwa.
***
- Zmienię się w CO?! - wrzasnął Severus Snape nawet nie godzinę później, siedząc na łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Jego krzyk sprawił, że Poppy skrzywiła się i prychnęła jak kotka. Potem zaczęła tłumaczyć od początku.

- W wampira, Severusie. Zostałeś ugryziony przez wampira. Do tej pory nie wynaleziono skutecznego lekarstwa, nie ma także sposóbu, by w jakikolwiek sposób zapobiec rozwojowi tej "choroby". Podejrzewam więc, że podczas najbliższej pełni nastąpi przemiana.


- Ciągle uważasz, że przepowiednia profesor Trelawney to nonsens? - zapytał Albus Dumbledore z nutką rozbawienia w głosie.

Severus spojrzał na dyrektora spode łba, po czym warknął coś pod nosem i odwrócił się do Poppy.

- Nie mogę być wampirem. Mam studentów, których muszę uczyć.

- Obawiam się, że jest odrobinę za późno na decydowanie o tym, co chcesz, a czego nie - stwierdziła Poppy z rozbawieniem.

- Nie przejmuj sie, Severusie. Pozwolę ci pozostać w Hogwarcie jako nauczyciel, jeżeli zgodzisz się na przeprowadzenie niezbędnych środków ostrożności - odezwał się łagodnie Dumbledore.

- Środki ostrożności? Jak to ma wyglądać?

- Omówimy to podczas herbatki. Chodź. - Albus odwrócił się i wyszedł, prowadząc za sobą skwaszonego i niezadowolonego (nawet jeszcze bardziej niż przedtem) Severusa do swojego gabinetu.
***
To wszystko sprawiło, że Albus siedział teraz w swoim gabinecie, a naprzeciwko niezadowolony Severus Snape. Musieli omówić wszystko, zanim do zamku zaczną wracać uczniowie.

- Po pierwsze - kolejna pełnia jest za pięć dni. To daje ci dużo czasu, by po przemianie przyzwyczaić się do bycia wampirem. Musisz dowiedzieć się wielu rzeczy, zanim rok szkolny się rozpocznie. Podejrzewam, że będziesz w stanie znaleźć do tego czasu eliksir, który pomoże ci dać sobie radę z żądzą krwi, którą z całą pewnością odczujesz, gdy codziennie będą się otaczać młodzi, zdrowi uczniowie. Poza tym, jesteś zapewne świadomy faktu, że dwa razy do roku jest czas, gdy wampiry są szczególnie spragnione krwi. Pierwszy z nich ma miejce podczas okresu łączenia się w pary, w marcu. Drugi przypada na listopad, okres żądzy krwi. Ponieważ listopad to niezbyt odległy termin, powinieneś znaleźć sobie chętnych dawców, którzy będą cię żywić. Przeznaczę dla nich specjalne dodatkowe komnaty, dzięki czemu będziesz mógł trzymać ich pobyt w sekrecie. - Dyrektor zamilkł na chwilę, widząc minę Snape'a. - Severusie, nie patrz na mnie w ten sposób!

- Albusie, naprawdę nie chcę ci przerywać tej twojej długiej przemowy o tym, co mogę, a czego nie jako wampir, ale nie mam zamiaru trzymać żadnych... dawców, jak to nazwałeś!!!

- To, co mówisz, jest godne pożałowania, jednak jeśli rzeczywiście tak źle się z tym czujesz, oczekuję jutro rano na twoją rezygnację. Oczywiście będziesz też zobowiązany do znalezienia nowego Mistrza Eliksirów na swoje miejsce... - we wzroku Dumbledora można było dostrzec rozbawienie.

- Co?! Nie mam zamiaru rezygnować z pracy!

- Jeśli tak, to musisz znaleźć dawców. Trójka powinna ci wystarczyć. Bez chętnych dawców, będących pod ręką zawsze wtedy, gdy będziesz miał ochotę coś... przekąsić, mógłbyś stanowić zagrożenie dla uczniów. Nie potrafiłbyś się powstrzymać i...

- Zapewniam cię, że moja samokontrola działa bez zarzutu. - Snape zabrzmiał jak mały chłopiec, któremu ktoś zasugerował, że wcale nie jest tak duży, jak mu się wydawało.

- Jestem pewny, że tak w istocie jest, ale nie możemy ryzykować bezpieczeństwa uczniów, prawda?

Snape uśmiechnął się drwiąco, ale nic nie powiedział. Z rezygnacją przyjął do wiadomości, że powinien poszukać czarodziejów lub czarownic, którzy chcialiby zostać jego dawcami krwi.

- Bardzo dobrze. Następna kwestia - twoje zajęcia. Nie możemy pozwolić na to, by studenci przychodzili na nie w środku nocy, poza tym oczywiście nie chcemy, by ktoś dowiedział się, że jesteś wampirem. Musisz znaleźć jakieś rozwiązanie, które pomogłoby ci nie być sennym podczas dziennych lekcji. Choć wychodzenie na dwór, nawet na cały dzień, nie jest dla wampira wzbronione, jednak musisz uważać - twoja skóra może się spalić przy silnym słońcu, a w dzień będziesz raczej zmęczony.

- Mogę zrobić eliksir pobudzający i pić go regularnie, wtedy wszystko powinno być w porządku. Lochy są wystarczająco ciemne, jak sądzę, żebym nie musiał się obawiać poparzenia.

- Bardzo dobrze. Zostawiam tobie wszystkie przygotowania, na razie to chyba wszystko.

- Świetnie. - Snape wyszedł, nie mówiąc już nic. Musiał ponownie zrewidować plan zajęć i zrobić to w dwóch różnych wersjach, co stanowiło pewnego rodzaju wyzwanie. Tak, to powinno pomóc w walce ze złym nastrojem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz