wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 4


Rozdział 5
Ogień płonie, kociołek bulgocze!

- Harry, nie zauważyłeś niczego dziwnego w zachowaniu profesora Snape'a? - spytała Hermiona, gdy szli do Hagrida na podwójną opiekę nad magicznymi stworzeniami, którą mieli ze ślizgonami.

- Ee... Nie. Chociaż Remus miał rzeczywiście rację - mówił, że ten drań może robić problemy z Eliksirem Bezsennego Snu. I tak jest. Kazać mi uwarzyć go samemu! Tłusty dupek pewnie chce mi pokazać, jak bardzo go potrzebuję - wymruczał Harry

- Ale przecież nie potrzebujesz go! Nie możesz poprosić Madame Pomfrey, żeby ci dała fiolkę? - wtrącił się Ron.

- Remus powiedział, że Pomfrey nie ma tego na składzie. A wszystkie eliksiry dla szkoły przygotowuje Snape.

- Cholerne szczęście, co? - westchnął rudowłosy chłopak.

- Tak, cholerne szczęście...

- Nie, to musi być jakiś żart! - przerwała im Hermiona. - Czy Hagrid oszalał? Zobaczcie, o czym tym razem mamy się uczyć!

Harry i Ron wyglądali na zdezorientowanych, spoglądając na stworzenie, które pasło się w niewielkiej zagrodzie przy chatce Hagrida.

- Czy to nosorożec? - spytał brunet z wahaniem. Hermiona przewróciła oczami.

- Nie, Harry. To buchorożec. Chociaż z daleka rzeczywiście przypomina nosorożca. Buchorożce nie atakują bez powodu, ale to i tak niepoważne. To są bardzo niebezpieczne stworzenia!

- Taak, ciekawe czemu nie jestem zaskoczony, że Hagrid chce nam pokazać jakieś naprawdę niebezpieczne stworzenie - zamruczał Ron, obserwując zwierzę, zachowujące się jak na razie spokojnie. Stanęli kilka kroków od zagrody. - Powiem wam tyle - nie podejdę bliżej tego czegoś.

- Harry, Miona, Ron! Dzień dobry, dzień dobry! Piękny okaz, nie? Mój kochany - pogłaskał buchorożca po łbie, jednocześnie uśmiechając się szeroko do trójki nastolatków. - Kupiłem go tanio... nie chcecie wiedzieć, gdzie chcieli go sprzedać.

- Hagridzie, to jest bardzo niebezpieczne stworzenie. Czy jesteś pewien, że powinniśmy się nim zajmować na zajęciach? - Hermiona starała się odwieść go od tego pomysłu.

- Oczywiście! Pieszczoszek jest nieszkodliwy, nie skrzywdziłby nawet muchy!

- Ja się nie boję, że on skrzywdzi muchę, boję się, że skrzywdzi mnie! - wymruczał Ron.

- Dobrze, usiądźcie wszyscy! - Hagrid przywołał do siebie uczniów. - Dziś będziemy się uczyć o buchorożcach. Ktoś może nam powiedzieć, co to takiego? - Hagrid rozejrzał się, ale nikt się nie zgłaszał. Hermiona przewróciła oczami i podniosła rękę. - Oczywiście, Miona!

- Buchorożce pochodzą z Afryki, ważą około tonę, z daleka często bywają mylone z mugolskimi nosorożcami. Populacja tych stworzeń nie jest duża, ponieważ podczas okresu godowego walczące samce doprowadzają się wzajemnie do eksplozji. Mają skórę odporną na większość zaklęć i klątw. Ich ogony oraz wybuchający płyn zawarty w bardzo ostrych rogach, są używane do eliksirów, produkowanych przy zachowaniu szczególnej ostrożności.

- Dziesięć punktów dla Gryffindoru! Dobra robota, Miona! Teraz chciałbym, żebyście wszyscy przekonali się, jak twarda jest ich skóra. Kto ma ochotę pójść jako pierwszy? - Hagrid rozejrzał się entuzjastycznie dookoła. - No dalej, nie wstydźcie się! Pieszczoszek jest oswojony!

Harry zauważył, że większość z uczniów patrzy na buchorożca ze strachem w oczach, jeszcze inni zerkali na Hagrida tak, jakby zastanawiali się, czy nauczyciel na pewno jest przy zdrowych zmysłach. Draco razem ze swym gangiem śmiał się z innych.

- No dobrze... Harry! Chodź tu! Wiem, że się nie boisz, nie? - Bez czekania na odpowiedź, Hagrid trącił Harry'ego i popchnął go w stronę buchorożca. Stworzenie leniwie zamachało ogonem i odwróciło się bokiem do uczniów.

- Eee... A może ktoś inny to zrobi, profesorze? Wolę popatrzeć, naprawdę... - próbował wyrwać się z silnego uścisku.

- Boisz się małego buchorożca, Potter? A może zaczniesz płakać i pobiegniesz do mamusi...? A, tak, ty nie masz mamusi! - ślizgoni wybuchnęli śmiechem na słowa Malfoya.

Harry odwrócił się z wściekłością, ale Hagrid błyskawicznie stanął przed nim i wrzasnął na Draco:

- Dosyć tego, Malfoy!!! Jestem pewien, że nauczysz się trzymać swój język za zębami podczas szlabanu z Filchem, dziś wieczorem. Dwadzieścia punktów od Slytherinu! - Harry wpatrywał się w blondyna, ale w końcu odwrócił się w stronę buchorożca, lekko popchnięty przez Hagrida. Zrobił parę kroków, zatrzymując się kilka metrów od stworzenia, które podniosło głowę i spojrzało na niego powoli, przeżuwając spokojnie trawę.

- Po prostu stań obok niego, Harry. Nie skrzywdzi cię. Idź.

- T-tak... - Harry wyciągnął rękę i ostrożnie zaczął przybliżać się do buchorożca, który nieprzerwanie się w niego wpatrywał. Chłopak szedł wolno, a zwierzę wydawało się nim nie przejmować. Harry odetchnął w duchu z myślą, że może rzeczywiście Hagrid choć raz trzyma oswojoną bestię. Nagle nadepnął na złamaną gałąź, dźwięk zabrzmiał jak grzmot w ciszy, jaka panowała dookoła. Harry nawet nie wiedział, co się właściwie stało, buchorożec zaatakował tak szybko. Kolejną rzeczą, jaką sobie uświadomił był fakt, że leży na ziemi, a jego ramię boli, jakby połamał sobie wszystkie kości.

- Harry! - wrzasnął Hagrid, podbiegając do chłopaka. Pieszczoszka nie było już w zasięgu wzroku, uciekł do Zakazanego Lasu.

- Hagridzie, musimy go przenieść do Skrzydła Szpitalnego! - zawołała Hermiona. - Rogi buchorożca są w stanie przebić wszystko, takie rany są trudne do wyleczenia. Rogi są wypełnione fluidem, który wstrzyknięty do ciała przeciwnika, powoduje wybuch!

- Potter wybuchnie? Ale będzie widowisko! - zaśmiał się Malfoy.

- Zamknij swoją brudną mordę, fretko! - wrzasnął Ron, mierząc w Malfoya swoją różdżką.

- Ron! To w niczym nie pomoże. Musimy przenieść Harry'ego do Szkrzydła Szpitalnego! Hagridzie! - pół-olbrzym drgnął, wziął chłopaka na ręce i szybko pobiegł w kierunku szkoły.

- O co ci chodzi, Weasley? Twoja szlamowata dziewczyna mówi ci, co masz robić?

Ron warknął i rzucił się na Draco, zaskakując tym blondyna. Upadli na ziemię, Ron uderzył prawym sierpowym w nos Malfoya, z satysfakcją słysząc głośne chrupnięcie. Zaraz potem Draco objął nogami pas Rona, przekręcając się tym samym i siadając na jego plecach.

- Malfoy! Ron! Przestańcie obydwoje, natychmiast! - wydarła się Hermiona, ale ślizgoni zachęcali swojego kolegę okrzykami do dalszej walki. Chłopcy zupełnie ją zignorowali.

Draco walnął pięścią w nos Rona, kość trzasnęła jeszcze głośniej niż po uderzeniu Rona przed chwilą. Nie zwracając uwagi na cieknącą im po twarzach krew, szamotali się ze sobą dalej. Wtedy Hermiona podniosła swoją różdżkę.

- Expelliarmus! - obydwoje polecieli w przeciwnych kierunkach, mocno uderzając w ziemię. Hermiona, nienaturalnie spokojna, stanęła pomiędzy nimi.

- Malfoy, Ron, oboje jesteście prefektami, powinniście dawać swoim zachowaniem przykład innym! Ron, oczekiwałam po tobie czegoś więcej! Dziesięć punktów od Slytherinu i Gryffindoru. Oboje macie iść do Skrzydła Szpitalnego. NATYCHMIAST!

Wściekła Hermiona była niebezpieczna, chłopcy wiedzieli o tym doskonale, mimo to Draco prychnął (a w każdym razie próbował, było to dość trudne przy jego złamanym nosie i krwi spływającej po brodzie), zanim skierował się w stronę zamku. Hermiona westchnęła i podążyła za nimi. Różdżkę cały czas trzymała wymierzoną w stronę ich pleców.
***
- Na Merlina! Hagridzie, co się stało?! - wykrzyknąła Madame Pomfrey, gdy zobaczyła pół-olbrzyma wbiegającego do Skrzydła Szpitalnego, niosącego na rękach nieprzytomnego Złotego Chłopca.

- Eee... Był mały wypadek... Wiesz, Pieszczoszek się przestraszył, głupia rzecz, wiesz? W ogóle on boi się wszystkiego, taki jest delikatny. No i zaatakował Harry'ego, zanim zdążyłem coś zrobić i uderzył w prawe ramię Harry'ego, tak właśnie zrobił - tłumaczył Hagrid, jednocześnie kładąc chłopca na łóżku.

Pomfrey prychnęła i sięgnęła po czystą szmatkę, by zmyć krew.

- A czym dokładnie jest ten cały Pieszczoszek? - spytała, rzucając na chłopca zaklęcie, by sprawdzić, jak poważna jest rana.

- To buchorożec.

Pomfrey sapnęła z zaskoczenia.

- Na wszystkich bogów, Hagridzie! Tylko mi nie mów, że pozwoliłeś uczniom zbliżyć się do jednego z tych stworzeń! To cud, że z miejsca nie wybuchł! Musimy się spieszyć. Zgredku! - krzyknęła Pomfrey, skrzat domowy pojawił się przed nią natychmiast. Jego oczy rozszerzyły się, gdy dostrzegł nieprzytomnego Harry'ego.

- Panicz Potter! Co się stało z paniczem? Zgredek ukaże tego, kto to zrobił, Zgredek ukaże!

- Zgredu, posłuchaj uważnie. Sprowadź profesora Snape'a. Powiedz mu, że potrzebujemy antidotum na płyn z rogu buchorożca. Szybko, Zgredku!

- Zgredek pójdzie, Zgredek przyprowadzi! - skrzat zniknął, a Pomfrey wróciła do oczyszczania rany.

- Z Arrym będzie w porządku, prawda, Poppy? - zapytał Hagrid, ze zmartwieniem załamując ręce.

- Wygląda na to, że do rany nie dostał się wybuchający płyn, ale róg przeszedł przez ramię. To może trochę potrwać, kości powinny się zrosnąć, mięśnie, tętnice i żyły również.

- Pieszczoszek tylko się wystraszył. On nie chciał tego, nie skrzywdziłby muchy. Profesor Snape pobrał cały płyn z jego rogu, do swoich eliksirów, więc Pieszczoszek był niegroźny...

Pomfrey nie chciała tego dłużej słuchać, więc odpędziła Hagrida. Zmierzyła temperaturę Harry'ego.

- Ma gorączkę. Severus powinien się pospieszyć...

W tym samym momencie drzwi się otwarły, a do sali wszedł nie tylko Snape, ale też Hermiona, Ron i Draco. Przy czym dwaj ostatni wyglądali, jakby się bili, z nosów ciekła im krew.

Snape zawahał się przez moment, gdy tylko dotarł do niego zapach krwi. Otaczał go, zalewał, to było zdecydowanie zbyt silne. Mistrz Eliksirów zbladł i lekko zadrżał, ale Poppy spojrzała na niego tak sugestywnie, że w końcu zdecydował się poruszyć. Podszedł do niej sztywno, podając fiolkę z antidotum. W tej chwili nie ufał swemu głosowi na tyle, by się odezwać. Bycie wampirem było wciąż zbyt nową sytuacją, miał problemy z powstrzymywaniem swojej żądzy krwi.

- Profesorze Snape, myślę, że nie jest pan dłużej potrzebny - stwierdziła Poppy, widząc, w jakim stanie znajduje się jej kolega. - Jestem pewna, że pańscy uczniowie zastanawiają się, dokąd pan poszedł. - Była lekko zaniepokojona faktem, że Severus znajduje się w otoczeniu tylu młodych ludzi, gdy w żyłach każdego z nich płynie świeża krew.

Mistrz Eliksirów spojrzał przelotnie na dwóch krwawiących chłopców, a potem przeniósł wzrok na nieprzytomnego Pottera, z otwartą raną na ramieniu. Skinął głową na słowa Pomfrey, ale nagle powietrze wokół niego zafalowało i poczuł coś znajomego. Czuł to już wcześniej. Kiedy odwiedził Remusa, by dać mu pierwszą dawkę eliksiru, wtedy to było blisko niego, poruszało się. A on nikogo nie dostrzegł. Na początku co prawda słyszał jakiś głuchy odgłos, który jednak szybko zamilkł. Był w tamtym momencie pewien, że ktoś, jakiś student, stał obok niego. Teraz już wiedział, kto to był, na jego twarzy pojawił się gniewny grymas. Potter...

- Severusie! Twoi uczniowie na ciebie czekają - powtórzyła Poppy widząc, że Severus zbliżył się do Harry'ego.

Gniewny wzrok Mistrza Eliksirów spoczął na Pomfrey, po czym przytaknął, okręcił się dookoła własnej osi i opuścił pomieszczenie. Był w połowie korytarza, gdy przystanął i oparł się o ścianę. Musi kontrolować to pragnienie. Potter, cholerny Złoty Chłopiec, pachniał jak niebo. Albo inaczej - jego krew pachniała jak niebo. To wymagało od niego całej samokontroli, by powstrzymać się przed rzuceniem się na chłopca i spróbowaniem jego krwi.

Jasna cholera, robię się coraz głupszy. To tylko krew. Potter prawdopodobnie ma grupę krwi, jakiej jeszcze nie piłem i dlatego wydała mi się taka smakowita. Będę musiał zapytać Dumbledora, jaką grupę ma ten gnojek, potem znajdę chętnego dawcę z podobną. Ciekawe czy smakuje tak samo dobrze jak pachnie...? pomyślał leniwie.

Gdy wracał do klasy, zarówno jego myśli, jak i pragnienia, były poza jego kontrolą, a musiał jeszcze poprowadzić zajęcia. Ale w końcu niedługo pójdzie na kolację, co oznaczało, że uda się do swoich komnat i wypije krew od pysznego Leonarda.
***
Godzinę poźniej Poppy miała na swej głowie trzech narzekających chłopców. Ron i Draco musieli poczekać, aż skończy zajmować się Harry'm, który wciąż leżał w łóżku z ręką owiniętą śmierdzącym okładem. Położyła przed nim cały zestaw flakoników z eliksirami.

- Wypij to, kochanie. Ten pomoże w odbudowie kości i pozwoli na zrośnięcię mięśni. W następnej fiolce masz Eliksir Słodkiego Snu, który pozwoli ci się zrelaksować w nocy, gdy twoje kości będą się regenerować.

Harry spojrzał na naczynka ze wstrętem, ale sięgnął zdrową ręką po pierwsze z nich. Ten ruch mógł być bardzo bolesny, gdyby nie Poppy, która unieruchomiła całą prawą stronę jego ciała. No to do dna. Jednym chaustem wypił pierwszy eliksir.

- Dobrze, a teraz wy. Nie mam czasu za długo się z wami cackać, za chwilę ma was tu nie być. Muszę tylko nastawić wasze nosy. Oba złamane, kto to widział - mruknęła do siebie Poppy, kierując swą różdżkę na rudowłosego. - Reparo.

- Auć! - jęknął Ron, gdy jego nos sam się wyprostował.

Draco zachichotał złośliwie, ale wtedy Pomfrey odwróciła się w jego kierunku i po chwili krzyknął się tak samo, jak Ron.

- Zasłużyliście sobie na to. A teraz na kolację, obydwoje!

Chłopcy byli wyraźnie niezadowoleni, ale w końcu Draco wstał i wyszedł, na odchodnym rzucając w stronę Rona wściekłe spojrzenie. Rudowłosy zatrzymał się na chwilę przy łóżku przyjaciela.

- Zdrowiej szybko, kumplu.

- Spokojnie, nic takiego mi nie jest - odparł Harry, po czym wypił ostatni już eliksir.

- W takim razie w porządku, przekażę Hermionie, że czujesz się dobrze. Do jutra, kumplu.

- Do jutra.
***
- Nie masz powodów do narzekań, Ron. To, co powiedział Malfoy, było rzeczywiście karygodne, ale przemoc nie załatwia niczego. Chociaż muszę powiedzieć, że dźwięk łamanego nosa tego impertynenta był dość satysfakcjonujący - stwierdziła Hermiona podczas kolacji.

- Zasłużył sobie na to, śmierdząca fretka. Nazwał cię szlamą i wyśmiewał się z Harry'ego. Szkoda, że nie mogłem rozwalić więcej, niż tylko jego nos... - wymruczał mrocznym tonem rudowłosy chłopak.

- Nie robi się drugiemu tego, co tobie niemiłe, Ron. Nawet jeśli ten ktoś na to zasługuje - stwierdziła mechanicznie dziewczyna. Jej wzrok spoczął na stole nauczycielskim. - To dziwne...

- Co takiego? - Ron zgarnął ze stojącej przed nim tacy kolejne ciastko i włożył do ust.

- Profesor Snape znów jest nieobecny na kolacji.

- I co z tego?

- Odkąd przyjechaliśmy nie było go na żadnym posiłku. Poza tym nikt go nie widuje na korytarzach w czasie, gdy nie prowadzi zajęć. Zachowuje się bardzo dziwnie.

- Nie musisz nic mówić. Na dzisiejszych Eliksirach prawie zasnął, a potem był jeszcze bardziej okropny niż zazwyczaj. - Do konwersacji włączył się Dean.

- To było w południe, prawda? - spytała Hermiona.

- Tak, zaraz po lunchu.

- Hmm... Coś jest nie w porządku. Opuszcza wszystkie posiłki, ma nieznanych gości w nocy i zasypia na zajęciach...? - dziewczyna zastanawiała się na głos.

- Nieznanych gości...? - spytał Dean, wyraźnie zainteresowany.

Hermiona go zignorowała, jej umysł analizował wszystki fakty.

- A zwróciłeś na niego uwagę w Skrzydle Szpitalnym, Ron? Cały czas wpatrywał się w Harry'ego...

- Taak, z wściekłym grymasem na twarzy. Nic niezwykłego. Tłusty dupek prawdopodobnie był zły, bo został zmuszony, by pomóc Harry'emu.

- Nie, to nie była wściekłość... Raczej... mania...? Jakby był zaczarowany, albo coś w tym stylu... - Hermiona drgnęła nerwowo. - Muszę iść do biblioteki. Chodź ze mną, Ron.

- Ja? Do czego niby miałbym ci być potrzebny?

- Musisz pomóc mi w badaniach - oznajmiła Hermiona, jakby to było oczywiste, a potem wstała i wyszła z Wielkiej Sali.

Ron spojrzał na swój talerz, potem na znikającą w drzwiach dziewczynę i w końcu przewrócił oczami.

- Powinna zastanowić się nad zmianami w liście rzeczy, które są dla niej najważniejsze. Tylko książki i książki... - wymruczał sam do siebie Ron, ruszając za przyjaciółką. Dean i Seamus, którzy go usłyszęli, zaczęli chichotać.
***
- A-ha. Znalazłam. Wiedziałam, że mam rację! - wykrzyknęła Hermiona z wyraźną satysfakcją w głosie.

Ron praktycznie leżał na stole, z głową opartą na otwartej książce i wyraźnie bujał w obłokach. Do rzeczywistości przywrócił go dopiero głuchy dźwięk, gdy Hermiona położyła przed nim grubą i ciężką książkę.

- O co chodzi?

- Tutaj. - Hermiona wskazała na odpowiednią linijkę.

Chłopak spojrzał na to i nagle kompletnie się rozbudził.

- Chyba sobie ze mnie żartujesz! Wampir?!

Hermiona rozejrzała się nerwowo, czy nikt nie słyszał krzyku Rona.

- Ciii! Bądź cicho, nie chcemy, żeby ktoś jeszcze się o tym dowiedział. - Wymruczała gniewnie. - Tak, wampir. To ma sens, Ron. Pamiętasz, co powiedziałam wcześniej? Pomyśl tylko - wampiry nie śpią w nocy, mogą łatwo się oparzyć w silnym słońcu i robią się senne, gdy na zewnątrz jest jasno...

- To w takim razie dlaczego nie zauważyłas tego wcześniej? - przerwał jej Ron. - Mam na myśli, dlaczego zachowuje się tak dziwnie dopiero w tym roku?

- Ponieważ Snape do tej pory nie był wampirem, Ronaldzie. Podejrzewam, że jest nim od niedawna, właśnie dlatego wygląda tak blado i był tak zaaferowany widokiem krwi. Poza tym nie może powstrzymać senności w środku dnia, mimo że na pewno zażywa jakiś eliksir pobudzający. To wyjaśnia także, dlaczego profesor Lupin jest bezpieczniejszy w Hogwarcie i tyle czasu spędza w lochach.

- Ale dlaczego to niby ma być bezpieczniejsze dla Lupina? Przecież Snape pracuje dla Sama-Wiesz-Kogo...

- Nie wiemy tego na pewno. Może szpieguje dla Dumbledora. A poza tym nie pamiętasz, co Lupin powiedział pierwszego dnia, gdy się z nami spotkał? Że nawet jeśli byłby pod kontrolą jakiegoś wampira, to w Hogwarcie jest najbezpieczniejszy? On jest pod kontrolą Snape'a. To dlatego ich komnaty są tak blisko siebie, dlatego nie musi być zamykany podczas przemiany - Snape przy tym będzie, żeby go kontrolować.

Ron myślał przez chwilę i stwierdził, że to nawet sensownie brzmi

- A co z tym facetem, którego Harry widział w komnatach Snape'a?

- Harry go nie widział, on tylko zauważył jego imię na mapie. Założę się, że ten cały Leonard to chętny dawca Snape'a.

- Chętny co?

- Chętny dawca. - Hermiona przewróciła oczami. - Czyli mugol lub czarodziej, który dobrowolnie pozwala wampirowi na picie swojej krwi.

- Dlaczego ktoś miałby się zgodzić na coś takiego?! - zapytał zdumiony Ron.

- To wcale nie takie złe jak myślisz. Wampiry potrafią używać hipnozy, by wprowadzać swoich dawców w stan zrelaksowania, powodują u nich senność. Kiedy gryzą swojego dawcę, kły wstrzykują malutką dawkę wampirzego sterydu, który paraliżuje ugryzione miejsce i stymuluje przyjemność. To może być dla nich bardzo podniecające - być blisko drugiej osoby, dotykać jej, a z drugiej strony się posilać płynącą w żyłach krwią. Dlatego właśnie wampiry najczęściej wybierają swoich dawców, kierując się własnymi preferencjami seksualnymi.

- To znaczy, że profesor Snape lubi facetów? I że ktoś pozwala mu na picie swojej krwi? Obrzydliwość! - wzdrygnął się Ron

- Snape prawdopodobnie woli mężczyzn, ale to właściwie nie jest obrzydliwe. A może być nawet romantyczne. Dwa razy do roku wampiry przechodzą okres, kiedy najłatwiej jest im odnaleźć swojego życiowego partnera. Podczas listopada, gdy pożądają krwi dwa razy bardziej niż normalnie, posilanie się wiążą wtedy również z seksem. To pomaga w odnalezieniu przez wampira towarzysza, który by mu się nie tylko podobał, ale z którym miałby najbardziej satysfakcjonujące stosunki seksualne, i który prawdopodobnie urodziłby mu dzieci.

Ron chichotał coraz głośniej, ale Hermiona próbowała to zignorować i mówiła dalej.

- Drugim takim okresem jest marzec, kiedy wampiry zapładniają wybranych przez siebie partnerów. Czas pomiędzy dwoma tymi okresami jest przeznaczony na zabieganie o względy tego, z kim wampir chce mieć dzieci. To bardzo romantyczne, naprawdę. I jeszcze fakt, że wampiry łączą się w pary na całe życie.

- Ugh... To jest obrzydliwe. Nawet nie chcę myśleć o tym, że Snape mógłby się z kimkolwiek związać.

- Jest coś jeszcze. Snape jest wampirem od niedawna, na pewno czuje ogromne pragnienie. Nie sądzę, żeby jeden dawca mu wystarczał, powinien znaleźć kilku. Trzech lub czterech, tak sądzę. Podejrzewam, że Dumbledore już go o tym powiadomił i właśnie dlatego Harry nie był w stanie ostatnio znaleźć go na mapie. Na pewno szukał dla siebie dawcy, a potem wrócił do siebie z Leonardem. To by wyjaśniało, w jaki sposób dotarł do Lupina tak szybko.

- Mówisz, że on trzyma w swoich komnatach więcej niż jednego faceta?

- Tak. Powinniśmy spojrzeć na mapę Harry'ego, podejrzewam, że nie będzie na niej Snape'a, a jeśli nawet, to z pewnością nie sam.

- Ugh... To jest NAPRAWDĘ obrzydliwe. Chyba zaraz zwymiotuję...

- Zamknij się, Ron. Chodź, powinniśmy wracać do siebie. Sprawdzimy mapę i zobaczymy, kiedy Snape wróci do siebie i czy rzeczywiście ktoś będzie mu towarzyszył.

- Jasne... - wyjąkał Ron, zdecydowanie nie czując się zbyt dobrze.
***
- Harry! - zawołała Hermiona, machając zbliżającego się do stołu chłopaka.

Miał rękę na temblaku, gdyż rana wciąż mu dokuczała, pomimo że kości i mięśnie już się zrosły. Teraz tylko skóra musiała się zregenerować i za dzień lub dwa po bliźnie nie pozostanie ślad. Nie był tylko zadowolony z faktu, że musiał wracać co dwie godziny do Skrzydła Szpitalnego na zmianę opatrunku i picie kolejnej dawki eliksirów.

Harry usiadł między Hermioną i Ronem, po czym nałożył sobie trochę jedzenia na talerz. Był głodny po diecie, jaką zaserwowała mu Madame Pomfrey, gdy leżał w łóżku - na jego posiłki składały się prawie same płyny.

- Co słychać? - spytał.

- Hermiona wpadła wczoraj w nocy na jeden z tych swoich genialnych pomysłów, przez co prawie zwymiotowałem mój lunch - mruknął Ron.

Dziewczyna zupełnie zignorowała Rona.

- Harry, wiem już, dlaczego Snape zachowuje się tak dziwnie - szepnęła cicho, by nikt inny tego nie usłyszał.

- Hmm? Dlaczego?

- On jest wampirem. - Harry zamrugał i upuścił widelec, który trzymał.

- Żartujesz. - Hermiona potrząsnęła głową.

- Nie. Słuchaj, to ma sens. Pomyśl. Profesor Lupin wraca w tym roku i ma swobodę w poruszaniu się po lochach, gdzie mieszka również Snape. Dlaczego? Bo pod okiem Snape'a jest bezpieczny. Poza tym Mistrz Eliksirów jest jeszcze bledszy niż zazwyczaj, męczą go zajęcia w środku dnia. No i wyglądał na bardzo zaaferowanego, gdy wszedł do Skrzydła Szpitalnego i zobaczył ciebie we krwi...

Oczy Harry'ego rozbiły się coraz większe. Powoli dochodziło do niego, że Hermiona musi mieć rację.

- To ma sens. A co z tym facetem? Leonardem?

- Snape potrzebuje chętnych dawców, od których mógłby pić krew. Prawdopodobnie szukał jakiegoś, gdy sprawdzałeś na mapie i nie mogłeś go znaleźć. Potem wrócił z Leonardem, zostawił go w swoich komnatach, a następnie od razu przeniósł się do Lupina. Dlatego mogłeś nie zauważyć, kiedy z powrotem znalazł się w zamku.

- W takim razie ten, o którym mówiła Nagini, to prawdopodobnie Snape. Prowadzi negocjacje z klanami wampirów w imieniu Voldemorta. To wszystko trzyma się kupy. - Hermiona przytaknęła z zadowoleniem, że chłopak się z nią zgadza.

- Dokładnie. Powinniśmy powiedzieć Dumbledorowi, czego się dowiedzieliśmy, chociaż jestem przekonana, że jak zwykle trzyma rękę na pulsie. Może sam powiedziałby nam coś więcej...

Do Wielkiej Sali nadleciały sowy. Chwilę później do stołu Gryffindoru przyfrunęła Hedwiga i położyła list na talerzu Harry'ego. Od razu odleciała, nie czekając na poczęstunek czy chociażby pogłaskanie po głowie. Chłopak zmarszczył brwi, ale wzruszył ramionami i szybko otworzył list.

- To od Dumbledora. Chyba już wie, że poznaliśmy prawdę. Chce nas widzieć po Eliksirach.

- Hmm... - mruknęła Hermiona z roztargnieniem, przeglądając egzemplarz "Proroka Codziennego", który przekazała jej jedna ze szkolnych sów. - Sami-Wiecie-Kto wykonał kolejny ruch. Napadł na miasto leżące blisko miejsca, które było według niego kryjówką klanu Mearsuinn an Fuil.

Harry szybko przejrzał artykuł i westchnął.

- Nie sądzę, że to mu w czymkolwiek pomogło. Jeśli rzeczywiście wampiry są tradycjonalistami, to raczej nie przyjmą z radością faktu, że zdemolował to miasto, nawet jeśli było zamieszkane przez mugoli.

- Harry? - Chłopak podniósł głowę, spoglądając pytająco na Hermionę. - Nie śniłeś o tym zeszłej nocy, prawda?

- Nie. Eliksiry spowodowały, że spałem bardzo głęboko, nie miałem żadnych snów.

- Ale Madame Pomfrey nie miała Eliksiru Bezsennego Snu, pamiętasz? - zamarł na moment.

- W takim razie może Voldemort zdecydował się dać mi wolne zeszłej nocy.

- Nie, to nie ma sensu. On chciałby, żebyś widział, jak niszczy całe miasto, jestem tego pewna. To jedna z tych rzeczy, które chciałby ci pokazać. - Harry wzruszył ramionami na jej słowa.

- Nie wiem. Może wysłał swoich zwolenników, żeby zrobili to za niego.

- Hmm... Może...

- Ruszcie się wszyscy, albo spóźnicie się na podwójne Eliksiry! - zawołał Seamus z drugiego końca stołu, po czym skierował się do wyjścia.

Rozejrzeli się dookoła siebie i ze zdumieniem spostrzegli, że większość ludzi już zdążyła opuścić Wielką Salę. Szybko podążyli za Seamusem.
***
Profesor Snape miał już minutę spóźnienia na swoje zajęcia. To wywołało lekkie poruszenie wśród uczniów. Wszyscy oczywiście natychmiast ucichli, gdy Severus w końcu sie pojawił. Od razu też kazał im kontynuować robienie eliksirów, które zaczęli wczoraj.

To były bardzo ciche zajęcia, wszyscy nerwowo siekali składniki, mieszali, mruczeli inkantacje zaklęć nad swoimi kociołkami. Tylko Draco uśmiechał się przebiegle. Czekał z niecierpliwością na chwilę, gdy Potter wypije swój eliksir. To byłoby zaskakujące, gdyby zasnął spokojnie, w końcu w jego składnikach znalazła się odrobina czegoś nadprogramowego. Pansy zapytała, dlaczego wygląda na tak zadowolonego, ale blondyn natychmiast opuścił głowę i wrócił do pracy. Pracował powoli, dzięki czemu dawał czas Potterowi, by mógł skończyć przed nim. Nie miał zamiaru spać, gdy chłopak będzie zażywał swój eliksir.

Poza obserwowaniem Chłopca, Który Przeżył, Draco patrzył też na swojego ojca chrzestnego. Ze zdziwieniem spostrzegł, że wzrok Severusa ciągle wraca do ławki Pottera. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że dziś wpatrywał się w Złotego Chłopca częściej, niż zazwyczaj. Poza tym za każdym razem, gdy gryfon coś mieszał lub siekał, Snape przerywał mu i odejmował po pięć punktów, co sprawiało, że chłopak robił się zły i popełniał jeszcze więcej błędów. Mimo faktu, że Draco kochał każdą minutę z tego przedstawienia, zaczął poważnie zastanawiać się nad nowym zachowaniem swojego ojca chrzestnego. Jego rozmyślania zostały przerwane przez głośny łomot. Snape zerwał się z krzesła i wrzasnął:

- Longbottom! Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za twoją głupotę! Natychmiast idź do Madame Pomfrey, niech to naprawi!

Draco zachichotał, gdy zawstydzony chłopak minął go, pokryty czerwonymi i niebieskimi pręgami. Niespodziewany wybuch kociołka Nevilla nieco go rozproszył, więc dopiero po chwili zauważył, że Blaise przewrócił się i zaczął dosyć głośno chrapać. Snape ruszył się, by podać mu antidotum, gdy Złoty Chłopiec krzyknął. Draco obejrzał się i dostrzegł, że chłopak złapał Granger, w chwili, kiedy ta się przewróciła. Szlama zasnęła, we śnie wyglądała na bardzo spokojną i zadowoloną. Potter położył ją ostrożnie na podłodze. Draco uśmiechnął się szyderczo, widząc tę wzruszającą scenę.

- Niezły chwyt, Harry - skomentował z uśmiechem Ron.

Potter tylko skinął głową, szybko wracając do pracy nad eliksirem. Snape zbliżył się, by dać Granger antidotum. Blaise zaczął się wybudzać, pocierał swoją głowę, która go niewątpliwie bolała po tym, jak uderzył w ziemię. Draco zachichotał.

- To kara za to, że wciąż się przewracasz, Blaise.

- Spadaj, Dray - mruknął ze złością.

Kolejne dwie osoby upadły na ziemię, dokładnie w tym samym czasie - Pansy i Seamus. Draco obserwował, jak dziewczyna przewraca się pod jego nogi, wzruszając ramionami. Nie miał ochoty marnować czasu ani energii, by ją złapać.

Spojrzał w stronę Pottera i zauważył, że ten właśnie przelał eliksir do fiolki, by go wypić. Chłopak zbierał się na odwagę, a Draco wydął wargi ze zniecierpliwieniem. Dalej, Potter. Wypij to.

Złoty Chłopiec wypił wszystko jednym chaustem, chwilę później upadł. Blondyn obserwował to z rozczarowaniem. Zasnął...? Snape był zaraz obok, właśnie podawał Granger antidotum. Szybko złapał chłopca, na co Draco w myślach zawył - był rozczarowany, że Potter nie uderzył się mocniej, co mogłoby bez wątpienia urazić jego ramię.

Profesor zdawał się wahać, zanim położył Pottera na ziemi. Draco gwałtownie zmarszczył brwi. Co tu się dzieje? Jednak prychnął z rozbawienia ponownie, gdy Severus poszedł do Seamusa, ignorując fakt, że Potter zasnął i wymaga antidotum.

Chwilę później Chłopiec, Który Przeżył zaczął dyszeć i wić się po podłodze. Granger, która właśnie się obudziła, przestraszyła się, na krótko wstrzymując oddech. W kilka sekund wróciła jej zdolność logicznego myślenia.

- Harry! - krzyknęła. Snape spojrzał w jej stronę i zauważył skręcającego się z bólu Pottera.

- Potter! Granger! Co on dodał do tego eliksiru?!

- N-nic! Obserwowałam go, miał właściwe składniki!

Profesor Snape chwycił fiolkę, z której chłopak pił i powąchał, po czym zmarszczył brwi.

- Lawenda. Czy wiesz, co powoduje lawenda, dodana do Eliksiru Bezsennego Snu? - warknął Snape. Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Ee... la-lawenda wywołuje przyjemne sny, ale w połączeniu z Eliksirem Bezsennego Snu zmienia go w Eliksir Pożądania. Po jego wypiciu m-ma się bardzo realistyczne, em... mokre sny...

- Prawidłowo. A jeśli osoba zbyt mocno się podnieci, jej ciśnienie krwi podnosi się zauważalnie i może spowodować silną gorączkę. Z jego raną na pewno już dostał gorączki.

Draco bardzo się starał, by nie wybuchnąć śmiechem. Większość ślizgonów, ci wszyscy, którzy nie spali, parskali i chichotali, patrząc na Złotego Chłopca. Ale blondyn już po chwili spoglądał z niepokojem na ojca chrzestnego. Powinien jakoś zareagować na to, co się stało. A on tylko wpatrywał się w Pottera, klęcząc przy nim na ziemi. Co on robi? Musi mu dać antidotum, to powinno zadziałać...

- P-profesorze! - odezwała się Hermiona.

Snape jakby wrócił do rzeczywistości. Podniósł głowę Harry'ego, po czym schwycił go w pasie. Chłopak szarpnął się w jego uścisku. Profesor szorstko ułożył go na brzuchu i przechylił głowę, wlewając antidotum do gardła. Trzymał Złotego Chłopca, dopóki spazmy nie ustały.
***
...niedelikatne ręce wywołały ogień, rozchodzący się po całej jego klatce piersiowej... zjeżdżały coraz niżej, drażniąc jego brzuch, łaskocząc go delikatnie, wymuszając jęk, przyspieszenie oddechu... w dół, coraz bardziej w dół, do pachwiny, tak blisko erekcji... potrzebował dotyku tak bardzo, chciał tych szorstkich, chłodnych palców... dotykających go, głaszczących go...
"Mmm... Proszę... aach... p-potrzebuję cię..."
...mroczny chichot, palce nareszcie leciutko pogłaskały go... poczuł się zawstydzony, gdy doszedł... od razu, w tamtej chwili i w tamtym miejscu, oblewając nasieniem swój brzuch...

Było mu gorąco, bardzo gorąco. Czuł się tak, jakby zaraz miał spłonąć. Było coś jeszcze, coś chłodnego, na jego plecach, owiniętego dookoła talii. Jęknął i otworzył oczy. Hermiona klęczała obok, wołając jego imię, mówiąc mu, że ma się obudzić. Potem poczuł silny ból ramienia. Jęknął głośniej, cofając się od tego czegoś, o co się opierał.

- C-co się stało? - spytał zachrypniętym głosem.

- Dodałeś lawendę do swojego Eliksiru Bezsennego Snu, Harry - wyjaśniła Hermiona, spoglądając na niego ze zmartwieniem.

- Och... - Harry ciągle czuł się oszołomiony, nie wybudził się do końca. Poruszył się lekko i stwierdził, że to, co trzymało go w pasie, zacisnęło się nieznacznie. - Hmm...?

Hermiona spojrzała na profesora Snape'a, który wciąż obejmował Harry'ego i wpatrywał się niewzruszenie w jego ramię, głęboko wciągając powietrze. Severus lekko rozchylił usta i gdy Hermiona zauważyła koniuszki kłów, postanowiła zareagować.

- Profesorze! Nie sądzi pan, że Madame Pomfrey powinna zbadać Harry'ego? Jestem pewna, że jego rana znów się otwarła.

- Powinien też zmienić spodnie - dodał Malfoy, uśmiechając się szyderczo, powodując wybuch śmiechu wśród ślizgonów.

Ta nagła uwaga przywróciła mężczyznę do rzeczywistości, niezbyt delikatnie popchnął Harry'ego w stronę Hermiony.

- Dosyć tego, panie Malfoy! - warknął. - Granger, Weasley, zaprowadźcie pana Pottera do Skrzydła Szpitalnego i zostańcie tam, aż poczuje się lepiej. Reszta - wracać do swoich eliksirów!

- Auć - skrzywił się Harry, gdy Hermiona i Ron objęli go w pasie. Opuścili salę i zaczęli kierować się do wyjścia z lochów.

- Nie widziałam, żebyś dodawał lawendę do swojego eliksiru - stwierdziła Hermiona.

- Bo nie dodawałem. Myśle, że to Malfoy, kiedy mnie wczoraj potrącił. Na pewno zrobił to celowo.

- Cholerna fretka zaczyna mnie porządnie irytować... - mruknął mrocznie Ron.

- Było blisko, Harry - stwierdziła niespodziewanie Hermiona. Chłopak spojrzał na nią pytająco. - Snape wpatrywał się w ciebie, jakbyś był pierwszym posiłkiem, jaki widział od bardzo, bardzo dawna.

- Nie jestem pewny, czy podoba mi się to przyrównywanie mnie do jedzenia, Hermiono... - mruknął z przekąsem.

- Ale tym właśnie jesteś dla niego. Jedzeniem. Wszyscy jesteśmy - stwierdziła rzeczowo.

- To jest obrzydliwe. Mów tak dalej, a Harry nie będzie jedynym, potrzebującym leczenia - wtrącił się Ron.

- Przestań, Ron. To nie ciebie przed chwilą ktoś chciał zjeść.

- Masz rację i cholernie się cieszę z tego powodu.

- Czy możecie obydwoje być cicho przez moment? Przed nami jeszcze kawał drogi, zanim dotrzemy do Skrzydła Szpitalnego - powiedziała Hermiona.