Rozdział
5
Ogień
płonie, kociołek bulgocze!
- Harry, nie zauważyłeś
niczego dziwnego w zachowaniu profesora Snape'a? - spytała Hermiona, gdy szli
do Hagrida na podwójną opiekę nad magicznymi stworzeniami, którą mieli ze
ślizgonami.
- Ee... Nie. Chociaż Remus
miał rzeczywiście rację - mówił, że ten drań może robić problemy z Eliksirem
Bezsennego Snu. I tak jest. Kazać mi uwarzyć go samemu! Tłusty dupek pewnie
chce mi pokazać, jak bardzo go potrzebuję - wymruczał Harry
- Ale przecież nie
potrzebujesz go! Nie możesz poprosić Madame Pomfrey, żeby ci dała fiolkę? -
wtrącił się Ron.
- Remus powiedział, że
Pomfrey nie ma tego na składzie. A wszystkie eliksiry dla szkoły przygotowuje
Snape.
- Cholerne szczęście, co? -
westchnął rudowłosy chłopak.
- Tak, cholerne szczęście...
- Nie, to musi być jakiś
żart! - przerwała im Hermiona. - Czy Hagrid oszalał? Zobaczcie, o czym tym
razem mamy się uczyć!
Harry i Ron wyglądali na
zdezorientowanych, spoglądając na stworzenie, które pasło się w niewielkiej
zagrodzie przy chatce Hagrida.
- Czy to nosorożec? - spytał
brunet z wahaniem. Hermiona przewróciła oczami.
- Nie, Harry. To buchorożec.
Chociaż z daleka rzeczywiście przypomina nosorożca. Buchorożce nie atakują bez
powodu, ale to i tak niepoważne. To są bardzo niebezpieczne stworzenia!
- Taak, ciekawe czemu nie
jestem zaskoczony, że Hagrid chce nam pokazać jakieś naprawdę niebezpieczne
stworzenie - zamruczał Ron, obserwując zwierzę, zachowujące się jak na razie
spokojnie. Stanęli kilka kroków od zagrody. - Powiem wam tyle - nie podejdę
bliżej tego czegoś.
- Harry, Miona, Ron! Dzień
dobry, dzień dobry! Piękny okaz, nie? Mój kochany - pogłaskał buchorożca po
łbie, jednocześnie uśmiechając się szeroko do trójki nastolatków. - Kupiłem go
tanio... nie chcecie wiedzieć, gdzie chcieli go sprzedać.
- Hagridzie, to jest bardzo
niebezpieczne stworzenie. Czy jesteś pewien, że powinniśmy się nim zajmować na
zajęciach? - Hermiona starała się odwieść go od tego pomysłu.
- Oczywiście! Pieszczoszek
jest nieszkodliwy, nie skrzywdziłby nawet muchy!
- Ja się nie boję, że on
skrzywdzi muchę, boję się, że skrzywdzi mnie! - wymruczał Ron.
- Dobrze, usiądźcie wszyscy!
- Hagrid przywołał do siebie uczniów. - Dziś będziemy się uczyć o buchorożcach.
Ktoś może nam powiedzieć, co to takiego? - Hagrid rozejrzał się, ale nikt się
nie zgłaszał. Hermiona przewróciła oczami i podniosła rękę. - Oczywiście,
Miona!
- Buchorożce pochodzą z
Afryki, ważą około tonę, z daleka często bywają mylone z mugolskimi
nosorożcami. Populacja tych stworzeń nie jest duża, ponieważ podczas okresu
godowego walczące samce doprowadzają się wzajemnie do eksplozji. Mają skórę
odporną na większość zaklęć i klątw. Ich ogony oraz wybuchający płyn zawarty w
bardzo ostrych rogach, są używane do eliksirów, produkowanych przy zachowaniu
szczególnej ostrożności.
- Dziesięć punktów dla
Gryffindoru! Dobra robota, Miona! Teraz chciałbym, żebyście wszyscy przekonali
się, jak twarda jest ich skóra. Kto ma ochotę pójść jako pierwszy? - Hagrid
rozejrzał się entuzjastycznie dookoła. - No dalej, nie wstydźcie się!
Pieszczoszek jest oswojony!
Harry zauważył, że większość
z uczniów patrzy na buchorożca ze strachem w oczach, jeszcze inni zerkali na
Hagrida tak, jakby zastanawiali się, czy nauczyciel na pewno jest przy zdrowych
zmysłach. Draco razem ze swym gangiem śmiał się z innych.
- No dobrze... Harry! Chodź
tu! Wiem, że się nie boisz, nie? - Bez czekania na odpowiedź, Hagrid trącił
Harry'ego i popchnął go w stronę buchorożca. Stworzenie leniwie zamachało
ogonem i odwróciło się bokiem do uczniów.
- Eee... A może ktoś inny to
zrobi, profesorze? Wolę popatrzeć, naprawdę... - próbował wyrwać się z silnego
uścisku.
- Boisz się małego
buchorożca, Potter? A może zaczniesz płakać i pobiegniesz do mamusi...? A, tak,
ty nie masz mamusi! - ślizgoni wybuchnęli śmiechem na słowa Malfoya.
Harry odwrócił się z
wściekłością, ale Hagrid błyskawicznie stanął przed nim i wrzasnął na Draco:
- Dosyć tego, Malfoy!!!
Jestem pewien, że nauczysz się trzymać swój język za zębami podczas szlabanu z
Filchem, dziś wieczorem. Dwadzieścia punktów od Slytherinu! - Harry wpatrywał
się w blondyna, ale w końcu odwrócił się w stronę buchorożca, lekko popchnięty
przez Hagrida. Zrobił parę kroków, zatrzymując się kilka metrów od stworzenia,
które podniosło głowę i spojrzało na niego powoli, przeżuwając spokojnie trawę.
- Po prostu stań obok niego,
Harry. Nie skrzywdzi cię. Idź.
- T-tak... - Harry wyciągnął
rękę i ostrożnie zaczął przybliżać się do buchorożca, który nieprzerwanie się w
niego wpatrywał. Chłopak szedł wolno, a zwierzę wydawało się nim nie
przejmować. Harry odetchnął w duchu z myślą, że może rzeczywiście Hagrid choć
raz trzyma oswojoną bestię. Nagle nadepnął na złamaną gałąź, dźwięk zabrzmiał
jak grzmot w ciszy, jaka panowała dookoła. Harry nawet nie wiedział, co się
właściwie stało, buchorożec zaatakował tak szybko. Kolejną rzeczą, jaką sobie
uświadomił był fakt, że leży na ziemi, a jego ramię boli, jakby połamał sobie
wszystkie kości.
- Harry! - wrzasnął Hagrid,
podbiegając do chłopaka. Pieszczoszka nie było już w zasięgu wzroku, uciekł do
Zakazanego Lasu.
- Hagridzie, musimy go
przenieść do Skrzydła Szpitalnego! - zawołała Hermiona. - Rogi buchorożca są w
stanie przebić wszystko, takie rany są trudne do wyleczenia. Rogi są wypełnione
fluidem, który wstrzyknięty do ciała przeciwnika, powoduje wybuch!
- Potter wybuchnie? Ale
będzie widowisko! - zaśmiał się Malfoy.
- Zamknij swoją brudną
mordę, fretko! - wrzasnął Ron, mierząc w Malfoya swoją różdżką.
- Ron! To w niczym nie
pomoże. Musimy przenieść Harry'ego do Szkrzydła Szpitalnego! Hagridzie! -
pół-olbrzym drgnął, wziął chłopaka na ręce i szybko pobiegł w kierunku szkoły.
- O co ci chodzi, Weasley?
Twoja szlamowata dziewczyna mówi ci, co masz robić?
Ron warknął i rzucił się na
Draco, zaskakując tym blondyna. Upadli na ziemię, Ron uderzył prawym sierpowym
w nos Malfoya, z satysfakcją słysząc głośne chrupnięcie. Zaraz potem Draco
objął nogami pas Rona, przekręcając się tym samym i siadając na jego plecach.
- Malfoy! Ron! Przestańcie
obydwoje, natychmiast! - wydarła się Hermiona, ale ślizgoni zachęcali swojego
kolegę okrzykami do dalszej walki. Chłopcy zupełnie ją zignorowali.
Draco walnął pięścią w nos
Rona, kość trzasnęła jeszcze głośniej niż po uderzeniu Rona przed chwilą. Nie
zwracając uwagi na cieknącą im po twarzach krew, szamotali się ze sobą dalej.
Wtedy Hermiona podniosła swoją różdżkę.
- Expelliarmus! - obydwoje
polecieli w przeciwnych kierunkach, mocno uderzając w ziemię. Hermiona,
nienaturalnie spokojna, stanęła pomiędzy nimi.
- Malfoy, Ron, oboje
jesteście prefektami, powinniście dawać swoim zachowaniem przykład innym! Ron,
oczekiwałam po tobie czegoś więcej! Dziesięć punktów od Slytherinu i
Gryffindoru. Oboje macie iść do Skrzydła Szpitalnego. NATYCHMIAST!
Wściekła Hermiona była
niebezpieczna, chłopcy wiedzieli o tym doskonale, mimo to Draco prychnął (a w
każdym razie próbował, było to dość trudne przy jego złamanym nosie i krwi
spływającej po brodzie), zanim skierował się w stronę zamku. Hermiona
westchnęła i podążyła za nimi. Różdżkę cały czas trzymała wymierzoną w stronę
ich pleców.
***
- Na Merlina! Hagridzie, co
się stało?! - wykrzyknąła Madame Pomfrey, gdy zobaczyła pół-olbrzyma
wbiegającego do Skrzydła Szpitalnego, niosącego na rękach nieprzytomnego
Złotego Chłopca.
- Eee... Był mały wypadek...
Wiesz, Pieszczoszek się przestraszył, głupia rzecz, wiesz? W ogóle on boi się
wszystkiego, taki jest delikatny. No i zaatakował Harry'ego, zanim zdążyłem coś
zrobić i uderzył w prawe ramię Harry'ego, tak właśnie zrobił - tłumaczył
Hagrid, jednocześnie kładąc chłopca na łóżku.
Pomfrey prychnęła i sięgnęła
po czystą szmatkę, by zmyć krew.
- A czym dokładnie jest ten
cały Pieszczoszek? - spytała, rzucając na chłopca zaklęcie, by sprawdzić, jak
poważna jest rana.
- To buchorożec.
Pomfrey sapnęła z
zaskoczenia.
- Na wszystkich bogów,
Hagridzie! Tylko mi nie mów, że pozwoliłeś uczniom zbliżyć się do jednego z
tych stworzeń! To cud, że z miejsca nie wybuchł! Musimy się spieszyć. Zgredku!
- krzyknęła Pomfrey, skrzat domowy pojawił się przed nią natychmiast. Jego oczy
rozszerzyły się, gdy dostrzegł nieprzytomnego Harry'ego.
- Panicz Potter! Co się stało
z paniczem? Zgredek ukaże tego, kto to zrobił, Zgredek ukaże!
- Zgredu, posłuchaj uważnie.
Sprowadź profesora Snape'a. Powiedz mu, że potrzebujemy antidotum na płyn z
rogu buchorożca. Szybko, Zgredku!
- Zgredek pójdzie, Zgredek
przyprowadzi! - skrzat zniknął, a Pomfrey wróciła do oczyszczania rany.
- Z Arrym będzie w porządku,
prawda, Poppy? - zapytał Hagrid, ze zmartwieniem załamując ręce.
- Wygląda na to, że do rany
nie dostał się wybuchający płyn, ale róg przeszedł przez ramię. To może trochę
potrwać, kości powinny się zrosnąć, mięśnie, tętnice i żyły również.
- Pieszczoszek tylko się
wystraszył. On nie chciał tego, nie skrzywdziłby muchy. Profesor Snape pobrał
cały płyn z jego rogu, do swoich eliksirów, więc Pieszczoszek był niegroźny...
Pomfrey nie chciała tego
dłużej słuchać, więc odpędziła Hagrida. Zmierzyła temperaturę Harry'ego.
- Ma gorączkę. Severus
powinien się pospieszyć...
W tym samym momencie drzwi
się otwarły, a do sali wszedł nie tylko Snape, ale też Hermiona, Ron i Draco.
Przy czym dwaj ostatni wyglądali, jakby się bili, z nosów ciekła im krew.
Snape zawahał się przez
moment, gdy tylko dotarł do niego zapach krwi. Otaczał go, zalewał, to było
zdecydowanie zbyt silne. Mistrz Eliksirów zbladł i lekko zadrżał, ale Poppy spojrzała
na niego tak sugestywnie, że w końcu zdecydował się poruszyć. Podszedł do niej
sztywno, podając fiolkę z antidotum. W tej chwili nie ufał swemu głosowi na
tyle, by się odezwać. Bycie wampirem było wciąż zbyt nową sytuacją, miał
problemy z powstrzymywaniem swojej żądzy krwi.
- Profesorze Snape, myślę,
że nie jest pan dłużej potrzebny - stwierdziła Poppy, widząc, w jakim stanie
znajduje się jej kolega. - Jestem pewna, że pańscy uczniowie zastanawiają się,
dokąd pan poszedł. - Była lekko zaniepokojona faktem, że Severus znajduje się w
otoczeniu tylu młodych ludzi, gdy w żyłach każdego z nich płynie świeża krew.
Mistrz Eliksirów spojrzał
przelotnie na dwóch krwawiących chłopców, a potem przeniósł wzrok na
nieprzytomnego Pottera, z otwartą raną na ramieniu. Skinął głową na słowa
Pomfrey, ale nagle powietrze wokół niego zafalowało i poczuł coś znajomego.
Czuł to już wcześniej. Kiedy odwiedził Remusa, by dać mu pierwszą dawkę
eliksiru, wtedy to było blisko niego, poruszało się. A on nikogo nie dostrzegł.
Na początku co prawda słyszał jakiś głuchy odgłos, który jednak szybko zamilkł.
Był w tamtym momencie pewien, że ktoś, jakiś student, stał obok niego. Teraz
już wiedział, kto to był, na jego twarzy pojawił się gniewny grymas. Potter...
- Severusie! Twoi uczniowie
na ciebie czekają - powtórzyła Poppy widząc, że Severus zbliżył się do
Harry'ego.
Gniewny wzrok Mistrza
Eliksirów spoczął na Pomfrey, po czym przytaknął, okręcił się dookoła własnej
osi i opuścił pomieszczenie. Był w połowie korytarza, gdy przystanął i oparł
się o ścianę. Musi kontrolować to pragnienie. Potter, cholerny Złoty Chłopiec,
pachniał jak niebo. Albo inaczej - jego krew pachniała jak niebo. To wymagało
od niego całej samokontroli, by powstrzymać się przed rzuceniem się na chłopca
i spróbowaniem jego krwi.
Jasna cholera, robię się
coraz głupszy. To tylko krew. Potter prawdopodobnie ma grupę krwi, jakiej
jeszcze nie piłem i dlatego wydała mi się taka smakowita. Będę musiał zapytać
Dumbledora, jaką grupę ma ten gnojek, potem znajdę chętnego dawcę z podobną.
Ciekawe czy smakuje tak samo dobrze jak pachnie...? pomyślał leniwie.
Gdy wracał do klasy, zarówno
jego myśli, jak i pragnienia, były poza jego kontrolą, a musiał jeszcze
poprowadzić zajęcia. Ale w końcu niedługo pójdzie na kolację, co oznaczało, że
uda się do swoich komnat i wypije krew od pysznego Leonarda.
***
Godzinę poźniej Poppy miała
na swej głowie trzech narzekających chłopców. Ron i Draco musieli poczekać, aż
skończy zajmować się Harry'm, który wciąż leżał w łóżku z ręką owiniętą
śmierdzącym okładem. Położyła przed nim cały zestaw flakoników z eliksirami.
- Wypij to, kochanie. Ten
pomoże w odbudowie kości i pozwoli na zrośnięcię mięśni. W następnej fiolce
masz Eliksir Słodkiego Snu, który pozwoli ci się zrelaksować w nocy, gdy twoje
kości będą się regenerować.
Harry spojrzał na naczynka
ze wstrętem, ale sięgnął zdrową ręką po pierwsze z nich. Ten ruch mógł być
bardzo bolesny, gdyby nie Poppy, która unieruchomiła całą prawą stronę jego
ciała. No to do dna. Jednym chaustem wypił pierwszy eliksir.
- Dobrze, a teraz wy. Nie
mam czasu za długo się z wami cackać, za chwilę ma was tu nie być. Muszę tylko
nastawić wasze nosy. Oba złamane, kto to widział - mruknęła do siebie Poppy,
kierując swą różdżkę na rudowłosego. - Reparo.
- Auć! - jęknął Ron, gdy
jego nos sam się wyprostował.
Draco zachichotał złośliwie,
ale wtedy Pomfrey odwróciła się w jego kierunku i po chwili krzyknął się tak
samo, jak Ron.
- Zasłużyliście sobie na to.
A teraz na kolację, obydwoje!
Chłopcy byli wyraźnie
niezadowoleni, ale w końcu Draco wstał i wyszedł, na odchodnym rzucając w
stronę Rona wściekłe spojrzenie. Rudowłosy zatrzymał się na chwilę przy łóżku
przyjaciela.
- Zdrowiej szybko, kumplu.
- Spokojnie, nic takiego mi
nie jest - odparł Harry, po czym wypił ostatni już eliksir.
- W takim razie w porządku,
przekażę Hermionie, że czujesz się dobrze. Do jutra, kumplu.
- Do jutra.
***
- Nie masz powodów do
narzekań, Ron. To, co powiedział Malfoy, było rzeczywiście karygodne, ale
przemoc nie załatwia niczego. Chociaż muszę powiedzieć, że dźwięk łamanego nosa
tego impertynenta był dość satysfakcjonujący - stwierdziła Hermiona podczas
kolacji.
- Zasłużył sobie na to,
śmierdząca fretka. Nazwał cię szlamą i wyśmiewał się z Harry'ego. Szkoda, że
nie mogłem rozwalić więcej, niż tylko jego nos... - wymruczał mrocznym tonem
rudowłosy chłopak.
- Nie robi się drugiemu
tego, co tobie niemiłe, Ron. Nawet jeśli ten ktoś na to zasługuje - stwierdziła
mechanicznie dziewczyna. Jej wzrok spoczął na stole nauczycielskim. - To
dziwne...
- Co takiego? - Ron zgarnął
ze stojącej przed nim tacy kolejne ciastko i włożył do ust.
- Profesor Snape znów jest
nieobecny na kolacji.
- I co z tego?
- Odkąd przyjechaliśmy nie
było go na żadnym posiłku. Poza tym nikt go nie widuje na korytarzach w czasie,
gdy nie prowadzi zajęć. Zachowuje się bardzo dziwnie.
- Nie musisz nic mówić. Na
dzisiejszych Eliksirach prawie zasnął, a potem był jeszcze bardziej okropny niż
zazwyczaj. - Do konwersacji włączył się Dean.
- To było w południe,
prawda? - spytała Hermiona.
- Tak, zaraz po lunchu.
- Hmm... Coś jest nie w
porządku. Opuszcza wszystkie posiłki, ma nieznanych gości w nocy i zasypia na
zajęciach...? - dziewczyna zastanawiała się na głos.
- Nieznanych gości...? -
spytał Dean, wyraźnie zainteresowany.
Hermiona go zignorowała, jej
umysł analizował wszystki fakty.
- A zwróciłeś na niego uwagę
w Skrzydle Szpitalnym, Ron? Cały czas wpatrywał się w Harry'ego...
- Taak, z wściekłym grymasem
na twarzy. Nic niezwykłego. Tłusty dupek prawdopodobnie był zły, bo został
zmuszony, by pomóc Harry'emu.
- Nie, to nie była
wściekłość... Raczej... mania...? Jakby był zaczarowany, albo coś w tym stylu...
- Hermiona drgnęła nerwowo. - Muszę iść do biblioteki. Chodź ze mną, Ron.
- Ja? Do czego niby miałbym
ci być potrzebny?
- Musisz pomóc mi w
badaniach - oznajmiła Hermiona, jakby to było oczywiste, a potem wstała i
wyszła z Wielkiej Sali.
Ron spojrzał na swój talerz,
potem na znikającą w drzwiach dziewczynę i w końcu przewrócił oczami.
- Powinna zastanowić się nad
zmianami w liście rzeczy, które są dla niej najważniejsze. Tylko książki i
książki... - wymruczał sam do siebie Ron, ruszając za przyjaciółką. Dean i
Seamus, którzy go usłyszęli, zaczęli chichotać.
***
- A-ha. Znalazłam.
Wiedziałam, że mam rację! - wykrzyknęła Hermiona z wyraźną satysfakcją w
głosie.
Ron praktycznie leżał na
stole, z głową opartą na otwartej książce i wyraźnie bujał w obłokach. Do
rzeczywistości przywrócił go dopiero głuchy dźwięk, gdy Hermiona położyła przed
nim grubą i ciężką książkę.
- O co chodzi?
- Tutaj. - Hermiona wskazała
na odpowiednią linijkę.
Chłopak spojrzał na to i
nagle kompletnie się rozbudził.
- Chyba sobie ze mnie
żartujesz! Wampir?!
Hermiona rozejrzała się
nerwowo, czy nikt nie słyszał krzyku Rona.
- Ciii! Bądź cicho, nie
chcemy, żeby ktoś jeszcze się o tym dowiedział. - Wymruczała gniewnie. - Tak,
wampir. To ma sens, Ron. Pamiętasz, co powiedziałam wcześniej? Pomyśl tylko -
wampiry nie śpią w nocy, mogą łatwo się oparzyć w silnym słońcu i robią się
senne, gdy na zewnątrz jest jasno...
- To w takim razie dlaczego
nie zauważyłas tego wcześniej? - przerwał jej Ron. - Mam na myśli, dlaczego zachowuje
się tak dziwnie dopiero w tym roku?
- Ponieważ Snape do tej pory
nie był wampirem, Ronaldzie. Podejrzewam, że jest nim od niedawna, właśnie
dlatego wygląda tak blado i był tak zaaferowany widokiem krwi. Poza tym nie
może powstrzymać senności w środku dnia, mimo że na pewno zażywa jakiś eliksir
pobudzający. To wyjaśnia także, dlaczego profesor Lupin jest bezpieczniejszy w
Hogwarcie i tyle czasu spędza w lochach.
- Ale dlaczego to niby ma
być bezpieczniejsze dla Lupina? Przecież Snape pracuje dla Sama-Wiesz-Kogo...
- Nie wiemy tego na pewno.
Może szpieguje dla Dumbledora. A poza tym nie pamiętasz, co Lupin powiedział
pierwszego dnia, gdy się z nami spotkał? Że nawet jeśli byłby pod kontrolą
jakiegoś wampira, to w Hogwarcie jest najbezpieczniejszy? On jest pod kontrolą
Snape'a. To dlatego ich komnaty są tak blisko siebie, dlatego nie musi być
zamykany podczas przemiany - Snape przy tym będzie, żeby go kontrolować.
Ron myślał przez chwilę i
stwierdził, że to nawet sensownie brzmi
- A co z tym facetem,
którego Harry widział w komnatach Snape'a?
- Harry go nie widział, on
tylko zauważył jego imię na mapie. Założę się, że ten cały Leonard to chętny
dawca Snape'a.
- Chętny co?
- Chętny dawca. - Hermiona
przewróciła oczami. - Czyli mugol lub czarodziej, który dobrowolnie pozwala
wampirowi na picie swojej krwi.
- Dlaczego ktoś miałby się
zgodzić na coś takiego?! - zapytał zdumiony Ron.
- To wcale nie takie złe jak
myślisz. Wampiry potrafią używać hipnozy, by wprowadzać swoich dawców w stan
zrelaksowania, powodują u nich senność. Kiedy gryzą swojego dawcę, kły
wstrzykują malutką dawkę wampirzego sterydu, który paraliżuje ugryzione miejsce
i stymuluje przyjemność. To może być dla nich bardzo podniecające - być blisko
drugiej osoby, dotykać jej, a z drugiej strony się posilać płynącą w żyłach
krwią. Dlatego właśnie wampiry najczęściej wybierają swoich dawców, kierując
się własnymi preferencjami seksualnymi.
- To znaczy, że profesor
Snape lubi facetów? I że ktoś pozwala mu na picie swojej krwi? Obrzydliwość! -
wzdrygnął się Ron
- Snape prawdopodobnie woli
mężczyzn, ale to właściwie nie jest obrzydliwe. A może być nawet romantyczne.
Dwa razy do roku wampiry przechodzą okres, kiedy najłatwiej jest im odnaleźć
swojego życiowego partnera. Podczas listopada, gdy pożądają krwi dwa razy
bardziej niż normalnie, posilanie się wiążą wtedy również z seksem. To pomaga w
odnalezieniu przez wampira towarzysza, który by mu się nie tylko podobał, ale z
którym miałby najbardziej satysfakcjonujące stosunki seksualne, i który
prawdopodobnie urodziłby mu dzieci.
Ron chichotał coraz
głośniej, ale Hermiona próbowała to zignorować i mówiła dalej.
- Drugim takim okresem jest
marzec, kiedy wampiry zapładniają wybranych przez siebie partnerów. Czas
pomiędzy dwoma tymi okresami jest przeznaczony na zabieganie o względy tego, z
kim wampir chce mieć dzieci. To bardzo romantyczne, naprawdę. I jeszcze fakt,
że wampiry łączą się w pary na całe życie.
- Ugh... To jest obrzydliwe.
Nawet nie chcę myśleć o tym, że Snape mógłby się z kimkolwiek związać.
- Jest coś jeszcze. Snape
jest wampirem od niedawna, na pewno czuje ogromne pragnienie. Nie sądzę, żeby
jeden dawca mu wystarczał, powinien znaleźć kilku. Trzech lub czterech, tak
sądzę. Podejrzewam, że Dumbledore już go o tym powiadomił i właśnie dlatego
Harry nie był w stanie ostatnio znaleźć go na mapie. Na pewno szukał dla siebie
dawcy, a potem wrócił do siebie z Leonardem. To by wyjaśniało, w jaki sposób
dotarł do Lupina tak szybko.
- Mówisz, że on trzyma w
swoich komnatach więcej niż jednego faceta?
- Tak. Powinniśmy spojrzeć
na mapę Harry'ego, podejrzewam, że nie będzie na niej Snape'a, a jeśli nawet,
to z pewnością nie sam.
- Ugh... To jest NAPRAWDĘ
obrzydliwe. Chyba zaraz zwymiotuję...
- Zamknij się, Ron. Chodź,
powinniśmy wracać do siebie. Sprawdzimy mapę i zobaczymy, kiedy Snape wróci do
siebie i czy rzeczywiście ktoś będzie mu towarzyszył.
- Jasne... - wyjąkał Ron,
zdecydowanie nie czując się zbyt dobrze.
***
- Harry! - zawołała
Hermiona, machając zbliżającego się do stołu chłopaka.
Miał rękę na temblaku, gdyż
rana wciąż mu dokuczała, pomimo że kości i mięśnie już się zrosły. Teraz tylko
skóra musiała się zregenerować i za dzień lub dwa po bliźnie nie pozostanie
ślad. Nie był tylko zadowolony z faktu, że musiał wracać co dwie godziny do
Skrzydła Szpitalnego na zmianę opatrunku i picie kolejnej dawki eliksirów.
Harry usiadł między Hermioną
i Ronem, po czym nałożył sobie trochę jedzenia na talerz. Był głodny po diecie,
jaką zaserwowała mu Madame Pomfrey, gdy leżał w łóżku - na jego posiłki
składały się prawie same płyny.
- Co słychać? - spytał.
- Hermiona wpadła wczoraj w
nocy na jeden z tych swoich genialnych pomysłów, przez co prawie zwymiotowałem
mój lunch - mruknął Ron.
Dziewczyna zupełnie
zignorowała Rona.
- Harry, wiem już, dlaczego
Snape zachowuje się tak dziwnie - szepnęła cicho, by nikt inny tego nie
usłyszał.
- Hmm? Dlaczego?
- On jest wampirem. - Harry
zamrugał i upuścił widelec, który trzymał.
- Żartujesz. - Hermiona
potrząsnęła głową.
- Nie. Słuchaj, to ma sens.
Pomyśl. Profesor Lupin wraca w tym roku i ma swobodę w poruszaniu się po
lochach, gdzie mieszka również Snape. Dlaczego? Bo pod okiem Snape'a jest
bezpieczny. Poza tym Mistrz Eliksirów jest jeszcze bledszy niż zazwyczaj, męczą
go zajęcia w środku dnia. No i wyglądał na bardzo zaaferowanego, gdy wszedł do
Skrzydła Szpitalnego i zobaczył ciebie we krwi...
Oczy Harry'ego rozbiły się
coraz większe. Powoli dochodziło do niego, że Hermiona musi mieć rację.
- To ma sens. A co z tym
facetem? Leonardem?
- Snape potrzebuje chętnych
dawców, od których mógłby pić krew. Prawdopodobnie szukał jakiegoś, gdy
sprawdzałeś na mapie i nie mogłeś go znaleźć. Potem wrócił z Leonardem,
zostawił go w swoich komnatach, a następnie od razu przeniósł się do Lupina.
Dlatego mogłeś nie zauważyć, kiedy z powrotem znalazł się w zamku.
- W takim razie ten, o
którym mówiła Nagini, to prawdopodobnie Snape. Prowadzi negocjacje z klanami
wampirów w imieniu Voldemorta. To wszystko trzyma się kupy. - Hermiona
przytaknęła z zadowoleniem, że chłopak się z nią zgadza.
- Dokładnie. Powinniśmy
powiedzieć Dumbledorowi, czego się dowiedzieliśmy, chociaż jestem przekonana,
że jak zwykle trzyma rękę na pulsie. Może sam powiedziałby nam coś więcej...
Do Wielkiej Sali nadleciały
sowy. Chwilę później do stołu Gryffindoru przyfrunęła Hedwiga i położyła list
na talerzu Harry'ego. Od razu odleciała, nie czekając na poczęstunek czy
chociażby pogłaskanie po głowie. Chłopak zmarszczył brwi, ale wzruszył
ramionami i szybko otworzył list.
- To od Dumbledora. Chyba
już wie, że poznaliśmy prawdę. Chce nas widzieć po Eliksirach.
- Hmm... - mruknęła Hermiona
z roztargnieniem, przeglądając egzemplarz "Proroka Codziennego", który
przekazała jej jedna ze szkolnych sów. - Sami-Wiecie-Kto wykonał kolejny ruch.
Napadł na miasto leżące blisko miejsca, które było według niego kryjówką klanu
Mearsuinn an Fuil.
Harry szybko przejrzał
artykuł i westchnął.
- Nie sądzę, że to mu w
czymkolwiek pomogło. Jeśli rzeczywiście wampiry są tradycjonalistami, to raczej
nie przyjmą z radością faktu, że zdemolował to miasto, nawet jeśli było
zamieszkane przez mugoli.
- Harry? - Chłopak podniósł
głowę, spoglądając pytająco na Hermionę. - Nie śniłeś o tym zeszłej nocy,
prawda?
- Nie. Eliksiry spowodowały,
że spałem bardzo głęboko, nie miałem żadnych snów.
- Ale Madame Pomfrey nie
miała Eliksiru Bezsennego Snu, pamiętasz? - zamarł na moment.
- W takim razie może
Voldemort zdecydował się dać mi wolne zeszłej nocy.
- Nie, to nie ma sensu. On
chciałby, żebyś widział, jak niszczy całe miasto, jestem tego pewna. To jedna z
tych rzeczy, które chciałby ci pokazać. - Harry wzruszył ramionami na jej
słowa.
- Nie wiem. Może wysłał
swoich zwolenników, żeby zrobili to za niego.
- Hmm... Może...
- Ruszcie się wszyscy, albo
spóźnicie się na podwójne Eliksiry! - zawołał Seamus z drugiego końca stołu, po
czym skierował się do wyjścia.
Rozejrzeli się dookoła
siebie i ze zdumieniem spostrzegli, że większość ludzi już zdążyła opuścić
Wielką Salę. Szybko podążyli za Seamusem.
***
Profesor Snape miał już
minutę spóźnienia na swoje zajęcia. To wywołało lekkie poruszenie wśród
uczniów. Wszyscy oczywiście natychmiast ucichli, gdy Severus w końcu sie
pojawił. Od razu też kazał im kontynuować robienie eliksirów, które zaczęli
wczoraj.
To były bardzo ciche
zajęcia, wszyscy nerwowo siekali składniki, mieszali, mruczeli inkantacje
zaklęć nad swoimi kociołkami. Tylko Draco uśmiechał się przebiegle. Czekał z
niecierpliwością na chwilę, gdy Potter wypije swój eliksir. To byłoby
zaskakujące, gdyby zasnął spokojnie, w końcu w jego składnikach znalazła się
odrobina czegoś nadprogramowego. Pansy zapytała, dlaczego wygląda na tak
zadowolonego, ale blondyn natychmiast opuścił głowę i wrócił do pracy. Pracował
powoli, dzięki czemu dawał czas Potterowi, by mógł skończyć przed nim. Nie miał
zamiaru spać, gdy chłopak będzie zażywał swój eliksir.
Poza obserwowaniem Chłopca,
Który Przeżył, Draco patrzył też na swojego ojca chrzestnego. Ze zdziwieniem
spostrzegł, że wzrok Severusa ciągle wraca do ławki Pottera. Nie byłoby w tym
nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że dziś wpatrywał się w Złotego Chłopca
częściej, niż zazwyczaj. Poza tym za każdym razem, gdy gryfon coś mieszał lub
siekał, Snape przerywał mu i odejmował po pięć punktów, co sprawiało, że
chłopak robił się zły i popełniał jeszcze więcej błędów. Mimo faktu, że Draco
kochał każdą minutę z tego przedstawienia, zaczął poważnie zastanawiać się nad
nowym zachowaniem swojego ojca chrzestnego. Jego rozmyślania zostały przerwane
przez głośny łomot. Snape zerwał się z krzesła i wrzasnął:
- Longbottom! Dwadzieścia
punktów od Gryffindoru za twoją głupotę! Natychmiast idź do Madame Pomfrey,
niech to naprawi!
Draco zachichotał, gdy zawstydzony
chłopak minął go, pokryty czerwonymi i niebieskimi pręgami. Niespodziewany
wybuch kociołka Nevilla nieco go rozproszył, więc dopiero po chwili zauważył,
że Blaise przewrócił się i zaczął dosyć głośno chrapać. Snape ruszył się, by
podać mu antidotum, gdy Złoty Chłopiec krzyknął. Draco obejrzał się i
dostrzegł, że chłopak złapał Granger, w chwili, kiedy ta się przewróciła.
Szlama zasnęła, we śnie wyglądała na bardzo spokojną i zadowoloną. Potter
położył ją ostrożnie na podłodze. Draco uśmiechnął się szyderczo, widząc tę
wzruszającą scenę.
- Niezły chwyt, Harry -
skomentował z uśmiechem Ron.
Potter tylko skinął głową,
szybko wracając do pracy nad eliksirem. Snape zbliżył się, by dać Granger
antidotum. Blaise zaczął się wybudzać, pocierał swoją głowę, która go
niewątpliwie bolała po tym, jak uderzył w ziemię. Draco zachichotał.
- To kara za to, że wciąż
się przewracasz, Blaise.
- Spadaj, Dray - mruknął ze
złością.
Kolejne dwie osoby upadły na
ziemię, dokładnie w tym samym czasie - Pansy i Seamus. Draco obserwował, jak
dziewczyna przewraca się pod jego nogi, wzruszając ramionami. Nie miał ochoty
marnować czasu ani energii, by ją złapać.
Spojrzał w stronę Pottera i
zauważył, że ten właśnie przelał eliksir do fiolki, by go wypić. Chłopak
zbierał się na odwagę, a Draco wydął wargi ze zniecierpliwieniem. Dalej,
Potter. Wypij to.
Złoty Chłopiec wypił
wszystko jednym chaustem, chwilę później upadł. Blondyn obserwował to z
rozczarowaniem. Zasnął...? Snape był zaraz obok, właśnie podawał Granger
antidotum. Szybko złapał chłopca, na co Draco w myślach zawył - był
rozczarowany, że Potter nie uderzył się mocniej, co mogłoby bez wątpienia
urazić jego ramię.
Profesor zdawał się wahać,
zanim położył Pottera na ziemi. Draco gwałtownie zmarszczył brwi. Co tu się
dzieje? Jednak prychnął z rozbawienia ponownie, gdy Severus poszedł do Seamusa,
ignorując fakt, że Potter zasnął i wymaga antidotum.
Chwilę później Chłopiec,
Który Przeżył zaczął dyszeć i wić się po podłodze. Granger, która właśnie się
obudziła, przestraszyła się, na krótko wstrzymując oddech. W kilka sekund
wróciła jej zdolność logicznego myślenia.
- Harry! - krzyknęła. Snape
spojrzał w jej stronę i zauważył skręcającego się z bólu Pottera.
- Potter! Granger! Co on
dodał do tego eliksiru?!
- N-nic! Obserwowałam go,
miał właściwe składniki!
Profesor Snape chwycił
fiolkę, z której chłopak pił i powąchał, po czym zmarszczył brwi.
- Lawenda. Czy wiesz, co
powoduje lawenda, dodana do Eliksiru Bezsennego Snu? - warknął Snape. Hermiona
spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ee... la-lawenda wywołuje
przyjemne sny, ale w połączeniu z Eliksirem Bezsennego Snu zmienia go w Eliksir
Pożądania. Po jego wypiciu m-ma się bardzo realistyczne, em... mokre sny...
- Prawidłowo. A jeśli osoba
zbyt mocno się podnieci, jej ciśnienie krwi podnosi się zauważalnie i może
spowodować silną gorączkę. Z jego raną na pewno już dostał gorączki.
Draco bardzo się starał, by
nie wybuchnąć śmiechem. Większość ślizgonów, ci wszyscy, którzy nie spali,
parskali i chichotali, patrząc na Złotego Chłopca. Ale blondyn już po chwili
spoglądał z niepokojem na ojca chrzestnego. Powinien jakoś zareagować na to, co
się stało. A on tylko wpatrywał się w Pottera, klęcząc przy nim na ziemi. Co on
robi? Musi mu dać antidotum, to powinno zadziałać...
- P-profesorze! - odezwała
się Hermiona.
Snape jakby wrócił do
rzeczywistości. Podniósł głowę Harry'ego, po czym schwycił go w pasie. Chłopak
szarpnął się w jego uścisku. Profesor szorstko ułożył go na brzuchu i
przechylił głowę, wlewając antidotum do gardła. Trzymał Złotego Chłopca, dopóki
spazmy nie ustały.
***
...niedelikatne ręce
wywołały ogień, rozchodzący się po całej jego klatce piersiowej... zjeżdżały
coraz niżej, drażniąc jego brzuch, łaskocząc go delikatnie, wymuszając jęk,
przyspieszenie oddechu... w dół, coraz bardziej w dół, do pachwiny, tak blisko
erekcji... potrzebował dotyku tak bardzo, chciał tych szorstkich, chłodnych
palców... dotykających go, głaszczących go...
"Mmm... Proszę...
aach... p-potrzebuję cię..."
...mroczny chichot, palce
nareszcie leciutko pogłaskały go... poczuł się zawstydzony, gdy doszedł... od
razu, w tamtej chwili i w tamtym miejscu, oblewając nasieniem swój brzuch...
Było mu gorąco, bardzo
gorąco. Czuł się tak, jakby zaraz miał spłonąć. Było coś jeszcze, coś
chłodnego, na jego plecach, owiniętego dookoła talii. Jęknął i otworzył oczy.
Hermiona klęczała obok, wołając jego imię, mówiąc mu, że ma się obudzić. Potem
poczuł silny ból ramienia. Jęknął głośniej, cofając się od tego czegoś, o co
się opierał.
- C-co się stało? - spytał
zachrypniętym głosem.
- Dodałeś lawendę do swojego
Eliksiru Bezsennego Snu, Harry - wyjaśniła Hermiona, spoglądając na niego ze
zmartwieniem.
- Och... - Harry ciągle czuł
się oszołomiony, nie wybudził się do końca. Poruszył się lekko i stwierdził, że
to, co trzymało go w pasie, zacisnęło się nieznacznie. - Hmm...?
Hermiona spojrzała na
profesora Snape'a, który wciąż obejmował Harry'ego i wpatrywał się
niewzruszenie w jego ramię, głęboko wciągając powietrze. Severus lekko
rozchylił usta i gdy Hermiona zauważyła koniuszki kłów, postanowiła zareagować.
- Profesorze! Nie sądzi pan,
że Madame Pomfrey powinna zbadać Harry'ego? Jestem pewna, że jego rana znów się
otwarła.
- Powinien też zmienić
spodnie - dodał Malfoy, uśmiechając się szyderczo, powodując wybuch śmiechu
wśród ślizgonów.
Ta nagła uwaga przywróciła
mężczyznę do rzeczywistości, niezbyt delikatnie popchnął Harry'ego w stronę
Hermiony.
- Dosyć tego, panie Malfoy!
- warknął. - Granger, Weasley, zaprowadźcie pana Pottera do Skrzydła
Szpitalnego i zostańcie tam, aż poczuje się lepiej. Reszta - wracać do swoich
eliksirów!
- Auć - skrzywił się Harry,
gdy Hermiona i Ron objęli go w pasie. Opuścili salę i zaczęli kierować się do
wyjścia z lochów.
- Nie widziałam, żebyś
dodawał lawendę do swojego eliksiru - stwierdziła Hermiona.
- Bo nie dodawałem. Myśle,
że to Malfoy, kiedy mnie wczoraj potrącił. Na pewno zrobił to celowo.
- Cholerna fretka zaczyna
mnie porządnie irytować... - mruknął mrocznie Ron.
- Było blisko, Harry -
stwierdziła niespodziewanie Hermiona. Chłopak spojrzał na nią pytająco. - Snape
wpatrywał się w ciebie, jakbyś był pierwszym posiłkiem, jaki widział od bardzo,
bardzo dawna.
- Nie jestem pewny, czy podoba
mi się to przyrównywanie mnie do jedzenia, Hermiono... - mruknął z przekąsem.
- Ale tym właśnie jesteś dla
niego. Jedzeniem. Wszyscy jesteśmy - stwierdziła rzeczowo.
- To jest obrzydliwe. Mów
tak dalej, a Harry nie będzie jedynym, potrzebującym leczenia - wtrącił się
Ron.
- Przestań, Ron. To nie
ciebie przed chwilą ktoś chciał zjeść.
- Masz rację i cholernie się
cieszę z tego powodu.
- Czy możecie obydwoje być
cicho przez moment? Przed nami jeszcze kawał drogi, zanim dotrzemy do Skrzydła
Szpitalnego - powiedziała Hermiona.